Lato w Japonii jest nie tylko wilgotne i gorące, ale także bardzo głośne. Winę za to ponoszą pewne owady. Chodzi oczywiście o cykady, które tłumnie pojawiają się w lipcu i koncertują jak szalone przez ponad miesiąc. Dźwięk wydawany przez cykady jest trudny do opisania, więc posłużę się tu nagraniem z YouTube’a.
Nawet jedna cykada potrafi narobić trochę hałasu, jeśli jest blisko, ale jeśli na jednym drzewie zbierze się ich kilka lub kilkanaście, dosłownie uszy bolą nawet z kilku metrów.
Ponoć taki chór spokojnie osiąga 100 decybeli. Niestety, próba nagrania telefonem nie oddaje tego hałasu, więc trzeba mi uwierzyć na słowo.
Cykl życiowy cykady w Japonii przedstawia się następująco. Z jajka wykluwa się larwa, zwana fachowo nimfą, ponieważ cykada jest owadem o przeobrażeniu niezupełnym, czyli larwa jest kształtu podobnego do osobnika dorosłego, bez stadium poczwarki. Następnie nimfa zakopuje się w ziemii i żyje w niej przez siedem lat, żywiąc się sokami z korzeni drzewa. Po siedmiu latach nagle stwierdza, że pod ziemią to jednak trochę duszno jest, więc wychodzi na powierzchnię, przyczepia się do czegoś, na przykład do ściany lub liścia czy czegokolwiek innego i linieje, czyli zrzuca zewnętrzną skórko-skorupkę.
Przy tej okazji odkrywa, że ma skrzydła. Pod ziemią się najadła i wyspała, więc teraz, jak zwykł mawiać w liceum pewien nauczyciel biologii, przydałoby się jeszcze pociupciać. Zatem zaczyna wydawać odgłosy specjalnie do tego wykształconym pod brzuchem narządem, żeby przywołać samicę. Odgłosy może są przyjemne dla cykadzich panien, ale bardzo niemiłe dla ludzkich uszu. W dodatku, jako że ma na zwabienie samicy i zabawę z nią tylko kilka dni, wkłada w wydawanie dźwięków całą swoją, gromadzoną przez siedem lat, energię.
Jednak Japończycy w większości są na tyle przyzwyczajeni, że nie zwracają uwagi na odgłos cykad, chyba że jest on naprawdę głośny. Na moje narzekania, że nie cierpię tych owadów, zawsze tłumaczą, że cykady jako larwy przez siedem lat żyją pod ziemią, a potem kiedy wyjdą to mają tylko tydzień życia przed sobą, więc okażmy zrozumienie i pozwólmy im się wyszumieć. Niby rozumiem ten argument, ale z drugiej strony, czy to moja wina, że żyją tylko tydzień? Dlaczego to ja mam cierpieć za to, że tak je natura dziwnie zaprojektowała?
Biuro, w którym pracuję, jest otoczone drzewami i krzewami, które muszą mieć smaczne soki, bo w tym roku strasznie obrodziło cykadami. Wszędzie pełno skorup, a hałas na zewnątrz jest taki, że kłuje nawet nie w uszy, ale w sam środek mózgu. Owadzi jazgot słychać nawet w środku, mimo dość szczelnych okien.
Inną przyczyną, dla której nie darzę cykad zbytnią sympatią jest to, że są nieprzyzwoicie wręcz brzydkie. Większość owadów wygląda tak, jakby były na wagarach, kiedy Stwórca rozdawał urodę, ale cykady są tu zdecydowanie poniżej owadziej przeciętnej.
No cóż, natura bywa bardzo przewrotna w swoich projektach. Za to zaletą cykad jest to, że nie gryzą, nie żądlą, nie piją krwi, co najwyżej na człowieka nasikają. Co mi się raz zdarzyło. Nie są też na tyle żarłoczne, żeby ogałacać drzewa, na których mieszkają. Słowem, zupełnie nieszkodliwe. Przynajmniej nie fizycznie, bo szkody moralne, jakie wywołują swoim jazgotem i obrzydliwym wyglądem, są, przynajmniej u mnie, znaczne. W niektórych krajach je się cykady smażone na głębokim oleju. Fakt, wyglądają na dość mięsiste i pożywne, ale przez ten ich wstrętny wygląd, nawet ja, który generalnie uważa, że wszystkiego trzeba w życiu spróbować, chyba bym się nie skusił na taki posiłek.
Cykady żyją krótko, więc dość szybko po ich pierwszym pojawieniu się można zobaczyć tu i ówdzie martwe, leżące do góry brzuchem osobniki.
Trzeba jednak uważać, bo niektóre wcale nie są tak martwe, jak się wydają i wystarczy taką trącić butem, a ona nagle zrywa się na równe nogi i z pełnym wyrzutu skrzeczeniem podrywa się do lotu i ucieka. Ostanio mieliśmy taką na balkonie.
Okropne stworzenia.