czwartek, 8 czerwca 2017

Japońskie mieszkanie, odc. IV. Pralka


Japońskie pralki są ciekawym przykładem tego, jak technologia w tym kraju w niektórych dziedzinach poszła w zupełnie innym kierunku, niż w Europie.




Typowa japońska pralka przywodzi na myśl znane niektórym z nas Franie, w których prały nasze babcie. Pranie wrzuca się od góry, na to sypie proszek i zamyka lekką klapą. Tyle że, w przeciwieństwie do Frani nie ma wirnika, ale bęben, ustawiony pionowo. Rozwiązanie to, ze względu na prostotę konstrukcji, jest popularne także na kontynencie amerykańskim i w Australii.
Pralka stoi sobie na specjalnym podeście, specjalnie do tego zaprojektowanym. Podest ma za zadanie chronić podłogę przed drganiami podczas szału odwirowywania, ale też umożliwić postawienie pralki, w której wąż odpływowy wychodzi z niej na dolnej powierzchni.


Pierwsze, co zaskakuje przybyszy z Europy to brak możliwości ustawienia temperatury prania. Bo japońskie pralki nie mają grzałek. Ma to wady i zalety. Wady prania w zimnej wodzie nadrabia skuteczność tutejszych środków piorących, więc jednak zalety przeważają. Między innymi, dzięki zimnej wodzie oraz faktowi, że ubrania japońskich producentów, nawet te szyte w Chinach czy innych Myanmarach, nie farbują, można się nie bawić w segregowanie prania na rzeczy białe i kolorowe, tylko wrzucać wszystko jak leci. Dzięki temu nie trzeba marnować miejsca w łazience na kosz na brudne ubrania, bo po prostu wszystko, poza ubraniami specjalnej troski, wrzuca się po zdjęciu prosto do pralki, a jak się zapełni to się włącza pranie i już. Dodatkowo, dla ubrań, których tkanina łatwiej się niszczy podczas prania, Japończycy stosują zamykane na zamek błyskawiczny siatki. Wrzucamy np. bluzkę do takiej siatki, dodajemy do reszty prania i można się nie martwić, że się na przykład zmechaci.


Japońskie pralki mają też dużo mniej programów. Próżno szukać pokrętła z masą opcji do prania bawełny, lnu, konopi, włókien syntetycznych takich i siakich, wełny, firanek i co tam jeszcze producent przewidział.
Przycisk programu pozwala wybrać pranie „standardowe”, „do ubrań eleganckich”, czyli zapewne odpowiednik prania ręcznego, „silnie zabrudzone”, „koce”, „pranie krótkie”, „płukanie” i „suszenie”.


Za to można ustawić długość prania zasadniczego, ilość płukań (1 lub 2) i czas odwirowywania, ale już nie jego intensywność. No i jeszcze ilość wody. Nawet jest tabelka, podpowiadająca ile litrów na ile prania. Ale jeśli nie ustawię ilości wody, to pralka sama sobie ją dobierze po wyczuciu ilości wsadu.


Ciekawą opcją jest możliwość zasilenia wodą z wanny. Z boku pralki jest specjalny wąż zakończony filtrem. Końcówkę węża wkładam do wanny po tym, jak już się wszyscy wykąpią, a w pralce przyciskiem wybieram opcję „woda z kąpieli”. Ustawiam tylko, czy woda z wanny ma być użyta do samego prania, czy do prania i płukania, wciskam start i już. Woda po kąpieli ma na ogół temperaturę około 30 stopni, więc jest idealna. O tym, dlaczego woda z kąpieli nadaje się do wykorzystania, pisałem w poprzednim artykule o łazience.





W pogodne dni Japończycy suszą pranie na balkonach. Wilgotność powietrza jest bardzo duża i w pomieszczeniu pranie schnie powoli, przy okazji wypełniając pokój zapachem wilgoci. Niektóre proszki mają na opakowaniach napisane, że wyprana w nich odzież nie wydziela zapachu „prania suszonego w pokoju”. Ogólnie japońskie proszki są prawie bezzapachowe.

Wracając do suszenia, wszystkie mieszkania, poza może tymi najmniejszymi i najtańszymi, są wyposażone w balkony, służące właśnie do suszenia prania. Ze ściany lub barierki wystają uchwyty służące do zamocowania długich drągów, które pozwolą rozwiesić pranie. W większych apartamentowcach balkony bywają większe, ale też są raczej zdominowane przez wymyślne konstrukcje z drągami.




Na deszczowe dni deweloperzy przewidzieli jednak alternatywę. W hotelu pracowniczym, w którym zdarzało mi się mieszkać podczas delegacji w Japonii, na przeciwległych ścianach miałem zamocowane specjalne haki, dzięki którym mogłem sobie przez pokój przeciągnąć nylonową linę. W obecnym mieszkaniu mam natomiast w mniejszym pokoju belkę zamocowaną na sznurkach do sufitu. Jeśli jest potrzebna, mogę ją ściągnąć na odpowiadającą mi wysokość, a jeśli trzeba ją schować, krótkie szarpnięcie w dół powoduje zwinięcie się sznurków, jak w niektórych roletach. Oczywiście belka jest krótka, ale i na to jest rozwiązanie w postaci rozbudowanych wieszaków, na których można zmieścić naprawdę dużo prania na niewielkiej przestrzeni.



Nieużywane wieszaki można złożyć i schować w jakimś ciasnym kącie. Wszystko zaprojektowane z myślą o wygodzie użytkownika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz