poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Lato w Japonii. Na cmentarzu.


Japońskie święto zmarłych przypada na 15 sierpnia, choć są regiony, w których data jest inna. Nie jest to dzień oficjalnie wolny od pracy, jednak wiele firm wysyła pracowników na urlopy w dniach 12-15, żeby mogli wrócić w swoje ojczyste strony i odwiedzić groby bliskich. O samym święcie za dużo napisać nie mogę, bo nigdy nie uczestniczyłem w niczym więcej niż wizyta na grobach, a przepisywanie informacji z Wikipedii nie bardzo ma sens. Za to napiszę kilka słów właśnie o tych grobach, bo są inne niż te w Polsce.


Japońskie groby są właściwie grobowcami rodzinnymi. W Japonii nie chowa się zmarłych w całości, choć w przeszłości stosowano taką praktykę. Obecnie standardową metodą pochówku jest kremacja. Po spaleniu prochy są przez rodzinę umieszczane w urnie, która po pewnym czasie przechowywania w domu, trafia do grobowca danej rodziny.


W grobowcu są drzwiczki, za którymi umieszcza się kolejne urny. Przed drzwiczkami jest miejsce na świece i kadzidełka, a po bokach kwiaty. Nad drzwiczkami jest kamienny słup, na którym wypisany jest buddyjski odpowiednik modlitwy "Wieczne odpoczywanie...", a pod nim nazwa rodu.



Takie grobowce, mimo że zajmują mniej miejsca niż jednoosobowe groby w Polsce, trochę go jednak potrzebują, więc w dużych miastach popularne są cmentarze piętrowe, a nawet automatyczne. Jeden z wydziałów firmy, w której pracuję, odpowiedzialny za rozwiązania logistyczne, ma nawet w swojej ofercie taki automatyczny cmentarz, oparty na technologii stosowanej w automatycznych magazynach.


Podchodzi się do panelu, przykłada kartę, po czym z wnęki wyjeżdża pudełko z urnami. 


Nawet świeczki i kadzidełka są przygotowane na miejscu, więc można taki grób odwiedzić spontanicznie, z pustymi rękami. Po zakończeniu modlitwy naciska się przycisk „koniec” i pudełko wraca na swoje miejsce.


Nie trzeba sprzątać, obsługa jest łatwa, w sam raz dla zabieganych. Trochę przerażające rozwiązanie, ale cóż... takie czasy.

czwartek, 17 sierpnia 2017

Lato w Japonii. Na basenie.

Podczas letniego pobytu "u Dziadków" byliśmy dzisiaj na basenie. Niby takim samym jak wszędzie, ale jednak...
Zaraz za kasami i wejściem trzeba zdjąć buty. Nie ważne, czy ktoś przyszedł w glanach, czy w klapkach, pójść dalej można tylko na boso. Buty można zostawić na półce na jednym z kilku regałów do tego przeznaczonych, albo zapakować do foliowego worka, których plik wisi przy barierce tuż obok. Całkiem dobry system, zapewniający czystość.
Cała powierzchnia kompleksu basenowego pokryta jest specjalną powierzchnią, jaką można spotkać też na niektórych placach zabaw. Wygląda jak sprasowany gruboziarnisty piasek, ale jest miękka jak guma. Żadnych kafelków, na których można się poślizgnąć. Baseny też wybetonowane.
Japończycy generalnie nie mają zwyczaju się opalać. Wręcz przeciwnie. Opalona skóra kojarzy się z pracą na polu i jest zdecydowanie niepożądana u kobiet. Zwłaszcza, że nadmierny kontakt ze słońcem powoduje później różne piegi, pieprzyki i przebarwienia, które według japońskiej estetyki są brzydkie. Ideałem jest nieskazitelna, jasna skóra. Dlatego o ile dzieci do gimnazjum są mocno opalone, głównie za sprawą kliku godzin wuefu tygodniowo, spędzanych głównie na szkolnym boisku, o tyle licealistki i dorosłe kobiety chronią się przed słońcem, jak tylko mogą. Nawet na basenie. Młode dziewczyny zakładają co prawda bikini, z dużą porcją falbanek, ale kobiety po 30 na ogół wolą stroje, które zakrywają całe ręce. Powszechne są bluzy z kapturem, a niektóre panie zakładają nawet legginsy. W Japonii muzułmanki w swoich strojach kąpielowych, którymi swego czasu taką furorę we Francji zrobiły, idealnie wtopiłyby się w tłum i nikt by ich nawet nie zauważył.
Każdy, kto chodzi z dziećmi na basen w Polsce, na pewno miewa ten problem, że nie da się malucha z wody wyciągnąć. Usta sine, cały się trzęsie, ale nie, nie wyjdzie. W Japonii nie ma tego problemu. Co godzinę ratownicy dzwonią mosiężnymi dzwonkami. Jest to sygnał, na który wszyscy muszą wyjść z wody. Wszyscy. Bez wyjątku. Co godzinę jest 10 minut przerwy i nie ma zmiłuj. Kiedy byłem tu pierwszy raz rok temu, mocno mnie ten system zdziwił, ale teraz stwierdzam, że taka przerwa co godzinę to świetny pomysł.
Pod koniec przerwy przez głośniki proponowana jest krótka gimnastyka.
Największą popularnością cieszy się basen rzeka, w którym można sobie pływać w kółko z prądem, najlepiej na czymś dmuchanym. Nadmuchać to coś też można sobie komfortowo na terenie basenu dzięki dwóm sprężarkom.
Dbałość o bezpieczeństwo, jak prawie wszędzie w Japonii, jest na wysokim poziomie. Na zjeżdżalniach też pracownicy basenu decydują, kiedy następna osoba może zjechać. Oczywiście umiejętność grzecznego stania w kolejce Japończycy wysysają z mlekiem matki, więc przy wszystkich atrakcjach jest ład i porządek.

wtorek, 8 sierpnia 2017

Naturalny porządek, czyli jak Japończycy wysiadają z autobusu.

Standardowo moja droga do pracy przebiega następująco. Idę 800 metrów na stację kolejową, przejeżdżam pociągiem dwa przystanki, po czym na rowerze, który trzymam na parkingu przy stacji docelowej, jadę 1,7 kilometra do Centrum Szkoleniowego, w którym jest biuro, w którym pracuję. 
Mógłbym jeździć prosto z domu rowerem, nawet tak robiłem przez pierwsze dwa miesiące, ale o ile rano to fajna sprawa, świetna na pobudzenie krążenia, o tyle po południu, ze względu na mocne pofalowanie terenu miasta i wiatry, które z jakiegoś powodu lubią wiać późnym popołudniem, po prostu mi się już nie chce. Firma zwraca pieniądze za dojazd, co w Japonii jest standardową praktyką, więc nic nie tracę. A w pociągu można sobie ludzi poobserwować i jest ciekawiej niż jazda ulicą wzdłuż sznuru samochodów.

Spod dworca można dojechać do fabryki darmowym autobusem firmowym. Moje biuro w jest oddalone od tej fabryki o dodatkowe pięć minut piechotą. Autobus jeździ tylko szerszymi ulicami, więc trochę naokoło, poza tym światła itp., więc dojazd trochę trwa. Nawet idąc z dworca na piechotę jestem w biurze szybciej, a na rowerze to już w ogóle całe 20 minut do przodu. Przy okazji odrobiny ruchu można zażyć. Z autobusu korzystam więc tylko w dni deszczowe. Jazda na rowerze w deszczu jest średnio przyjemna, a jazda z parasolką w ręku jest nielegalna i od kilku lat zaczęto to prawo twardo egzekwować. Jazda w pelerynie przeciwdeszczowej przy 30 stopniach też mi się nie uśmiecha.

No więc jadę czasem autobusem, co nie byłoby niczym wartym odnotowania, gdyby nie sposób, w jaki oni tu wysiadają ze z tego autobusu. W Polsce to generalnie jest na zasadzie, kto pierwszy wstanie, ewentualnie panie przodem, ale bez wyraźnych zasad. A tutaj?

Ludzie wysiadają po kolei, zaczynając od przodu. Dwie osoby z prawej, po nich dwie osoby z lewej, następnie dwie osoby z foteli za nimi, i tak dalej. Najwyraźniej nie jest ustalone, czy strona prawa ma pierwszeństwo nad lewą, czy odwrotnie, tu najwyraźniej działa zasada kto się pierwszy zdecyduje. Ale to, że najpierw wysiadają osoby siedzące przed, jest sztywnym i oczywistym dla wszystkich prawem. W tym autobusie, którym jeździmy, oprócz par foteli po obu stronach korytarza są jeszcze składane fotele na środku, dzięki czemu w razie czego w każdym rzędzie może usiąść 5 osób. No i te osoby ze środka też grzecznie czekają, aż wszystkie fotele przed nimi opustoszeją. Czyli do przodu idzie osoba ze środka, potem dwie osoby z jednego boku, dwie z drugiego i dopiero kolejna osoba ze środka i tak dalej.

Wszystko przebiega niesamowicie płynnie i sprawnie. Naturalny porządek, typowy dla Japonii, nie powinien już zaskakiwać, ale jednak wciąż robi wrażenie.

piątek, 4 sierpnia 2017

Lato w Japonii. Wstęp.


Lato w centralnej Japonii jest gorące i wilgotne. Temperatury oscylują w granicach 34-36 stopni. Niby nie aż tak strasznie, ale... wilgotność powietrza jest bardzo wysoka. W Japonii fizycznie czuć obecność powietrza, jak lepi się do skóry, gorące i mokre.
Efekt jest taki, że człowiek cały dzień chodzi spocony. Rano wypicie kubka gorącej herbaty do śniadania kończy się tym, że człowiek jest cały mokry. Można potem wziąć prysznic, ale nawet niezbyt energiczne wycieranie się ręcznikiem wystarczy, żeby się znowu spocić. Zresztą wystarczy wyjść na zewnątrz i już strużki potu płyną wartko po czterech literach. Więc nie ma sensu z tym walczyć. Ma to swoje zalety. Na pewno pomaga pozbyć się z organizmu toksyn. Ale z drugiej strony, grozi odwodnieniem organizmu. Wypicie większej ilości wina czy innych napojów alkoholowych przy kolacji może się skończyć tym, że kaca dostaniemy jeszcze tego samego wieczora, zanim zdążymy się położyć spać.
Na szczęście zaradni japońscy producenci napojów wprowadzili na rynek dziesiątki różnych produktów, które pomagają walczyć z odwodnieniem. Mógłbym się tu rozpisać na ten temat, ale zrobię to jednak w osobnym artykule, ze zdjęciami i tak dalej. W każdym razie, każdy znajdzie coś dla siebie.
Mi, o dziwo, tak mokra gorącość tutejszego lata bardzo pasuje. Kiedy kilka minut po dwunastej wychodzimy z biura na lunch, pierwsze, co mówią moi japońscy koledzy, to "o rany, jak gorąco". A ja lubię to uczucie, kiedy po wyjściu z klimatyzowanego pomieszczenia powietrze otacza mnie i przylega, przyjemnie ciepłe, do skóry.