Dzisiaj, po przyjściu do pracy, GM (Group Manager, w hierarchii mojej firmy przełożony grupy, czyli najmniejszej komórki organizacyjnej w działach biurowych) sąsiedniej grupy ogłosił, że jego podwładny w weekend zachorował na grypę. Procedura firmowa zakłada, że w takiej sytuacji wszyscy, którzy w ciągu kilku ostatnich dni mieli z daną osobą bliższy kontakt, muszą nosić maski, takie białe, jednorazowe, przez pięć dni. Żeby nie roznosili epidemii, jeśli zdążyli się zarazić, a jeszcze o tym nie wiedzą. "Bliższy kontakt" jest zdefiniowany jako przebywanie w promieniu do 2 metrów przez 15 i więcej minut dziennie. Ja siedziałem tuż obok niego. Na razie czuję się dobrze. Lekki ból mięśni w nogach i sporadyczny kaszel są efektem intensywnego biegu we wczorajszym ekidenie, na którym prawie wyplułem sobie płuca. Tak, jestem tego pewien. Wspomniany GM rozdał wszystkim z naszej "wyspy" biurek, w sumie pięciu osobom, po pięć, zapewnionych przez firmę, masek. Po jednej na każdy dzień przewidziany procedurą.
Noszenie białych masek przez tubylców często dziwi obcokrajowców odwiedzających Japonię. Po co im to? Wstydzą się pokazać twarz, czy co?
Na początku zakładały je osoby chore na przeziębienie i tego typu dolegliwości. Maska w takiej sytuacji ma kilka zalet. Po pierwsze, nie roznosimy zarazków, czyli nie szkodzimy bliźniemu. A szkodzenie mu w Japonii, kraju gdzie w wielu miejscach bardzo dużo bliźnich musi jakoś współżyć na bardzo małej powierzchni, jest postrzegane jako absolutny szczyt braku wychowania. Po drugie, działa trochę jak filtr i ogranicza dostawanie się zarazków do ust i nosa osoby o obniżonej infekcją odporności. Czyli chronimy siebie przed dalszym pogorszeniem stanu zdrowia. No i po trzecie, maska pomaga utrzymać wilgotność powietrza w jamie ustnej, co jest naprawdę przydatne przy bólu gardła. Tą ostatnią zaletą nie pogardzi nawet niewychowany lekkoduch.
Maski chronią też przed pyłkami drzew, na które w Japonii uczulonych jest bardzo dużo ludzi.
Ale obecnie noszą je nie tylko ludzie chorzy i uczuleni. Odwiedzam Japonię regularnie od kilkunastu lat i widząc, że zamaskowanych tubylców przybywa, zacząłem mieć wątpliwości, czy chodzi tu rzeczywiście tylko o przeziębienie. Koleżanka potwierdziła moje domysły. Mnóstwo młodych dziewczyn, nie tylko Japonek, ale także popularnych tu Filipinek, chroni w ten sposób swoje twarze przed pożądliwymi spojrzeniami mężczyzn. Dodatkowo, zamaskowana twarz pozwala odpuścić sobie makijaż, bez którego większość tutejszych kobiet nie wyjdzie na ulicę.
Powyższe zalety bywają przyczyną tak zwanego "uzależnienia od maski". Ktoś założy, kiedy jest chory i przy okazji odkryje inne zalety. Faceci się nie gapią, nie trzeba się malować, można robić głupie miny i nikt nie zauważy. Maska zaczyna dawać poczucie bezpieczeństwa. I staje się nieodłącznym elementem ubioru.
Na początku zakładały je osoby chore na przeziębienie i tego typu dolegliwości. Maska w takiej sytuacji ma kilka zalet. Po pierwsze, nie roznosimy zarazków, czyli nie szkodzimy bliźniemu. A szkodzenie mu w Japonii, kraju gdzie w wielu miejscach bardzo dużo bliźnich musi jakoś współżyć na bardzo małej powierzchni, jest postrzegane jako absolutny szczyt braku wychowania. Po drugie, działa trochę jak filtr i ogranicza dostawanie się zarazków do ust i nosa osoby o obniżonej infekcją odporności. Czyli chronimy siebie przed dalszym pogorszeniem stanu zdrowia. No i po trzecie, maska pomaga utrzymać wilgotność powietrza w jamie ustnej, co jest naprawdę przydatne przy bólu gardła. Tą ostatnią zaletą nie pogardzi nawet niewychowany lekkoduch.
Maski chronią też przed pyłkami drzew, na które w Japonii uczulonych jest bardzo dużo ludzi.
Ale obecnie noszą je nie tylko ludzie chorzy i uczuleni. Odwiedzam Japonię regularnie od kilkunastu lat i widząc, że zamaskowanych tubylców przybywa, zacząłem mieć wątpliwości, czy chodzi tu rzeczywiście tylko o przeziębienie. Koleżanka potwierdziła moje domysły. Mnóstwo młodych dziewczyn, nie tylko Japonek, ale także popularnych tu Filipinek, chroni w ten sposób swoje twarze przed pożądliwymi spojrzeniami mężczyzn. Dodatkowo, zamaskowana twarz pozwala odpuścić sobie makijaż, bez którego większość tutejszych kobiet nie wyjdzie na ulicę.
Powyższe zalety bywają przyczyną tak zwanego "uzależnienia od maski". Ktoś założy, kiedy jest chory i przy okazji odkryje inne zalety. Faceci się nie gapią, nie trzeba się malować, można robić głupie miny i nikt nie zauważy. Maska zaczyna dawać poczucie bezpieczeństwa. I staje się nieodłącznym elementem ubioru.